Aborcja to temat tabu, co strasznie mnie wkurwia. Chcę to zmienić.
Jedno z najbardziej restrykcyjnych w Europie praw do przerywania ciąży orzeczeniem Trybunału (nie)Konstytucyjnego z 22.10.2020 r. zostało zaostrzone jeszcze bardziej. Teraz osoby z macicami będą zmuszane do rodzenia płodów z wadami letalnymi. Ekstra, brawo! Tego właśnie nam było trzeba – władców macic w postaci kleru i panów z rządu! Inaczej durne baby będą skrobać się na potęgę!
Aborcja – protesty trwają już od 2,5 tygodnia,
o czym pewnie wszystkie i wszyscy wiecie – no chyba, że od końca października żyjecie pod kamieniem albo w kraju, w którym jest normalnie i aborcja jest legalna. A ja przypominam, że protestować można na wiele sposobów, nie tylko na ulicy. Moją cegiełką do detabuizowania tematu przerywania ciąży jest akcja #MojaAbostoria. Na adres e-mailowy Zwykłego Zeszytu wysyłacie do mnie historie swoich aborcji, a ja publikuję je na blogu. Macie głos! Aborcja była, jest i będzie i jest tak stara, jak rodzenie dzieci.
O tym, dlaczego fajnie nie wpieprzać się w cudze macice pisałam w tym tekście: „Prawo do wyboru, prawo do prawa”.
A tymczasem przed Wami część I, w której przeczytacie historie trzech anonimowych osób. Zróbcie sobie coś do picia i… Miłej niedzielnej lektury. Pamiętajcie – aborcja nie podlega kompromisom.
#MojaAbostoria 1 – „Uratowałam życie trzech osób: swoje, jego i niechcianego dziecka”
Podjęłam decyzję o aborcji po rozmowach z moim przyjacielem,
Ból i krwawienie ciągnęły się godzinami
Pamiętam ulgę, że to już po wszystkim i że się tym zajęłam i że w dziwny sposób czułam dumę z siebie
Przez jakiś czas potem czułam się wewnętrznie złamana. Z jednej strony, ulga, że uwolniłam się z całej tej sytuacji, że nie urodzę dziecka, którego nie chciałam (chociaż próbowałam chcieć na początku), że wszystkie nitki kontaktu z byłym są przerwane. A z drugiej: że wciąż na zewnątrz musiałam udawać, że poroniłam i że mi smutno i że muszę utrzymać tę fasadę przez długi czas…Mojej mamie powiedziałam jakiś rok później, moim siostrom w tym roku – na moje 40-te urodziny. Mojemu byłemu partnerowi – nigdy.
Do dzisiaj jestem szczęśliwa, że dokonałam aborcji.
Nie mam wyrzutów sumienia, myślę, że uratowałam tym życie trzech osób: swoje, jego i niechcianego dziecka. Jestem dumna z siebie i swojej decyzji.
#MojaAbostoria 2 – „Kogo, oprócz mnie, ona wtedy miała?”
Bałam się o jej życie.
#MojaAbostoria 3 – „Gdy było już po wszystkim, odczuwałam jedynie ogromną ulgę”
Chciałabym się podzielić moją historią, która pokazuje trochę, dlaczego kompromis aborcyjny nie jest dobrym rozwiązaniem. Może się przyda innym kobietom.
Piszę to z perspektywy osoby, która dokonała aborcji przed wyrokiem TK. Wtedy w Polsce dozwolona była jedynie aborcja ze względu na letalne wady płodu, ciążę w wyniku czynu zabronionego lub ciążę zagrażającą życiu matki. No właśnie, zagrażającą życiu matki – czyli kompletne pominięcie psychiki kobiety, na rzecz jedynie fizycznej śmierci. Polska, pod względem psychiatrii i rozumienia ludzkiej psychiki, jest w lesie. Czy naprawdę życiu matki muszą zagrażać jedynie fizyczne aspekty, typu nowotwór czy inne choroby, które mogą prowadzić do zgonu?
W tamtym czasie zajęta byłam dbaniem o swoją głowę i piersi. Po dwóch tomografiach zostałam skierowana na rezonans, ponieważ w mojej rodzinie były przypadki nowotworów. Poszłam również na USG piersi, na którym dowiedziałam się, że mam w nich różne guzy. I jeżeli nie wykonam badań, których nie finansuje NFZ, to mogą się przerodzić w groźniejsze.
Każdy, kto w przeciągu miesiąca zostałby skierowany na badania z takimi podejrzeniami, byłby załamany. Co ma powiedzieć osoba, która dowiedziała się o tym w okresie, gdy jej depresja się mocno pogłębiła? Szczególnie, gdy oprócz depresji ma się fobie i nerwicę?
Jak to w życiu bywa, wszystko lubi się sypać na raz.
Wtedy oprócz pogorszenia stanu psychicznego i informacji o badaniach, zaczęły mi się walić wszystkie sfery życia, na których mi zależało. Po około miesiącu, gdy okres spóźniał mi się ponad tydzień, zaczęłam przeczuwać najgorsze, bo tylko tego brakowało do totalnej przegranej w życiu. (W tym momencie warto wspomnieć, że nie mogę stosować antykoncepcji hormonalnej, co nie znaczy, że się z partnerem nie zabezpieczamy).
Załamałam się całkowicie. Liczyłam na to, że to ze względu na stres rozjechał mi się cykl, że wystarczy chwilę poczekać. Jednak z każdym dniem byłam coraz bardziej przerażona. Bałam się powiedzieć partnerowi o swoich podejrzeniach, przede wszystkim dlatego, że był przeciwny aborcji. Przez brak dostępu do zabiegu,
próbowałam na własną rękę sprawić, by mój organizm odrzucił zarodek.
Brałam o wiele za gorące kąpiele, podnosiłam jak najcięższe rzeczy, nie uważałam na brzuch, zaczęłam na siłę wmuszać w siebie mocne alkohole. Nic nie pomogło.
Gdy pojawiła się wizja donoszenia tego płodu, zaczęłam mieć myśli samobójcze. Znienawidziłam siebie i to, co we mnie rosło. Mój partner w pewnym momencie nie mógł znieść zmiany mojego zachowania i wyciągnął ze mnie prawdę. Gdyby nie on i jego zdecydowana postawa, prawdopodobnie nie byłoby mnie na tym świecie. Zebrał mnie do kupy i jeszcze w tym samym tygodniu jechaliśmy za granicę.
Bałam się zabiegu. Czytałam o wszystkich możliwych powikłaniach i ryzyku, jakie za sobą niesie. Mimo wszystko wiedziałam, że nie ma innej opcji. Gdy było już po wszystkim, odczuwałam jedynie ogromną ulgę, jakby ktoś zdjął ze mnie ten cholernie ciężki, przytłaczający ciężar. Płakałam z tej ulgi i szczęścia, że patrząc na maszynkę do golenia, nie będę już musiała rozważać w tej wannie z cholernie gorącą wodą, czy to nie był by lepszy pomysł, by ze sobą skończyć. Z drugiej strony nie chciałabym tego przeżyć po raz kolejny.
Aborcja to wcale nie jest łatwa sprawa, dlatego ktoś, kto chce wmówić innym, że przy legalnej aborcji kobiety będą się skrobać na potęgę, jest niepoważny. Zrobiłam, mam swoje przeżycia i widziałam swoje w klinice.
Kompromis aborcyjny, mówicie.
Zagrożenie życia matki. Szkoda, że nikt nie bierze pod uwagę, że ciąża może sprawić, by to matka sama dla siebie stała się zagrożeniem. W tym chorym kraju, gdzie ludzie z zaburzeniami psychicznymi są stygmatyzowani, zagrożeniem życia podczas ciąży nie może był pogłębiony epizod depresji. Musisz fizycznie zacząć umierać, by ktoś Ci pomógł. Ten żenujący kompromis aborcyjny, to pokazanie wielkiego ‘fuck you’ w stronę osób z zaburzeniami.
Dlatego proszę – jeśli nie chcesz usuwać ciąży, nie rób tego, ale nie odbieraj wyboru innym. Być może w Twoim bliskim otoczeniu jest osoba taka, jak ja: głębokiej depresji, bez sumy pieniędzy pozwalającej na wyjazd. Osoba, której nikt nie wesprze, więc będzie wolała popełnić samobójstwo. A Ty, odwiedzając ją później na cmentarzu, nawet nie będziesz świadomy, że można było tego uniknąć
Tekst jest pomocny? Potrzebny? Otwierający oczy? Podziel się nim z przyjaciółmi i wesprzyj mnie na Patonite! Nie chcesz przegapić kolejnych zeszytowych wpisów? Zapisz się na mój newsletter!
Wszystkie zamieszczone wyżej abostorie zostały nadesłane do mnie na adres kontakt@zwyklyzeszyt.pl, a ich autorki zgodziły się na publikację. Zmiany naniesione przeze mnie dotyczą jedynie ortografii, interpunkcji i składni tekstów.
Aborcja to nie samotność. One Ci pomogą! Nigdy nie będziesz szła sama.
- Aborcyjny Dream Team
- Women on Waves
- Women Help Women
- Aborcja Bez Granic
- Basia z Berlina
- Czesia z Czech
- Wienia z Wiednia
- Zadzwoń: 22 29 22 597 od 08.00 do 20.00
Chcesz się sypnąć kasą, by mniej uprzywilejowane osoby nigdy nie musiały iść same? Nie ma sprawy – Zrzutka na Aborcyjny Dream Team
______
Sylwana