W miniony weekend miało miejsce bardzo ważne wydarzenie dla polskich twórczyń i twórców internetowych – Blog Conference Poznań. Było to tym samym moje pierwsze tego rodzaju doświadczenie. Choćbym nie wiem jak starała się trzymać ustalonego przez siebie (i w tym wypadku również organizatorów) harmonogramu, zawsze zboczę z trasy. Zapraszam więc do wielce subiektywnego zapisu wrażeń z BCP. Staram się je tworzyć w myśl zasady Lilly Singh „Support what you love, don’t bash what you hate”*, ale nie będzie tak całkiem cukierkowo. Co ja poradzę, że zawsze przyplącze się jakiś seksizm.
Girl Power
Najważniejszą frazą kluczową (SEO, hłe, hłe) tej konferencji to dla mnie Dziewczyński Power. Cały dzień (tak, niestety tylko tyle trwało dla mnie BCP, ale o tym niżej) otaczały mnie fenomenalne kobiety – blogerki i twórczynie internetowe. W porządku chronologicznym!
Dziewczyna na dzień dobry PLUS
Pędząc z hotelu, oczywiście spóźniona, pomyliłam wejścia do Międzynarodowych Targów Poznańskich i w rezultacie kluczyłam bez sensu od bramy do bramy – a wystarczyło wejść przez główną halę targów! Zziajana i zła na mój poranny nieogar, puściłam się niemalże biegiem w kierunku pawilonu nr 15. Pierwszą osobą, którą dostrzegłam przed wejściem, była Karolina Wagner, czyli Dziewczyna na Plus! W lipcu 2017 dowiedziałam się o istnieniu wtedy jeszcze Dziewczyn (blog do niedawna był duetem Karoliny i Natalii) dzięki ciałopozytywnej okładce „Wysokich Obcasów”. Od tamtej chwili jestem ich fanką. Zobaczyć osobę, którą się ceni, a jej poczynania on-line śledzi od miesięcy to naprawdę potężny zastrzyk energii! Karolina rozmawiała przez telefon, więc tylko uśmiechnęłam się i pomachałam z daleka.
Bogini, błogosław technologię. Chwilę później napisałam Karolinie wiadomość na Instagramie. Spotkałyśmy się w przerwie. Kobieta-Energia. Uśmiechnięta, ucieszona spotkaniem z bądź co bądź nieznajomą z Internetu. Dobrze jest móc poznać dziewczynę, którą się ceni. Choćby w przelocie. Do następnego!
Kaja wie, co zrobić z hejterami
Pierwszą w moim planie prelekcją była prezentacja Kai Karskiej, czyli Globstory. Kaja od kilku dobrych lat podróżuje po świecie i nagrywa o tym filmy. Moją uwagę w sieci przyciągnęła cyklem „Halo Turcja”, który idealnie wpisuje się w ideę moją ideę blogowania – dekonstruuje stereotypy, przybliża to, co pozornie obce, uczy, wyjaśnia. Podziękowałam jej za ten cykl osobiście. Tyle jest do zrobienia! A jeśli ktoś hejtuje, to ona nagrywa o nim/niej piosenkę.
Kaja ma konto na Patronite i od pewnego czasu do jej podróży dokładają się jej fanki i fani. Nie jest łatwo prosić o pieniądze, ale ona to zrobiła i odnosi sukces. I prawidłowo.
Gang Paszteta
Kasię Barczyk alias Lady Pasztet czytuję od dawna. Gadam przez Internet od roku, a osobiście poznałam 2 tygodnie temu. Na Blog Conference Poznań złapałyśmy się już w pierwszej przerwie i… Tak już zostało. Kasi towarzyszyły wspaniałe blogerki, które do tej pory znałam tylko wirtualnie. Z przyjemnością przywitałam więc Natalię Grubiznę czyli Proseksualną, Martę Soję – Myshowatą, Adę Kosterkiewicz – Rzeczovnik oraz Sylwię Dąbrowską – Teacherkę i ruszyłam w konferencyjny świat z super-dziewczynami robiącymi i piszącymi super-ważne i super-dobre rzeczy. Same Superwomen!
Wspaniale było spędzić z takimi kobietami czas. Słuchać, co mają do powiedzenia – a zaręczam, że jeśli przy jednym stoliku zbierze się specjalistka od marketingu, specjalistka od przedsiębiorczości i feminizmu, specjalistka od popkultury i feminizmu, specjalistka od wizerunku, specjalistka od seksualności, oraz ja, to nudno i o pierdołach nie będzie.
Niech nie zwodzą Cię nasze uśmiechnięte miny – tak, bardzo cieszyło nas wspólne towarzystwo, ale miałyśmy do obgadania wiele spraw, które są bardziej wkurwiające niż zabawne. Seksizm nie śpi. Lekceważenie ze względu na płeć w blogosferze ma się zaskakująco dobrze (pro-technologiczni nie oznacza postępowi, niestety).
Z drugiej strony – niesamowite, że można spotkać kogoś po raz pierwszy w życiu i nawiązać nie nić, a wielowymiarowe połączenia, ad hoc. Nawet, jeśli ma się do obgadania niewygodne tematy.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pora na śmieszki i heheszki już się skończyła i nie ma czasu na zapoznawczą gadkę-szmatkę.
Marketing Myshowatej
Przy poobiednim winie/piwie w Concordii zastanawiałyśmy, jak tworzyć dziewczyńskoprzyjazną, etyczną blogosferę i jak współpracować, gdy tort do podziału jest malutki. Nie była to rozmowa z gatunku tych lekkich i optymistycznych, bo i wnioski były gorzkie. Nie przyćmił tej goryczy nawet smak śmietankowo-bananowego piwa. Muszę Was w tym miejscu uświadomić w niezywkle ważnej kwestii – dziewczyny też piją i lubią piwa. Nie, nie mam Was za idiotki/idiotów. Zaskoczyłoby Was, ile osób uznaje świat z reklam Planety W***a za odzwierciedlenie rzeczywistości, a ile jeszcze marzy o tym, by tak rzeczywistość wyglądała (słyszyce ten szloch płciowych stereotypów z oddali…?).
Powzdychałyśmy trochę patrząc w dal, ale że program BCP wypełniony był zachwycającymi prelegentkami, osuszyłyśmy szklanki, uregulowałyśmy rachunek u przemiłej Pani Kelnerki (pozdrawiamy!) i poleciałyśmy na prelekcję Marty Soi-Bochenek.
Marta jest w sieci znana jako Myshowata. Samą siebie przedstawia jaką tą, która zapomina prowadzić bloga. No cóż, w tej kwestii mogę jej przybić piątkę, choć od miesięcy solennie obiecuję poprawę.
Poza pisaniem świetnych tekstów o tym, jak to jest być skuteczną, Marta jest marketing-ninją. Zajmuje się komunikacją między blogerkami/blogerami a firmami. Skuteczna reklama nie ma dla niej tajemnic. Wie co, z kim, gdzie, jak, na jakich zasadach dogadywać, żeby było dobrze – i blogerce/blogerowi, i reklamowanej firmie.
Nie mogę napisać, że jej prezentacja była najlepsza z całej konferencji, ponieważ wzięłam udział tylko w pierwszym dniu. Mogę za to spokojnie napisać, że było to najlepsze wystąpienie pośród tych, które widziałam. Marta połączyła bardzo praktyczną i konkretną wiedzę z zabawnym prowadzeniem historii. Cudownie patrzeć i słuchać kogoś, kto z taką lekkością, pewnością siebie podaje rzetelną wiedzę. „Produkt naturalny, zawiera Soję” – jak głosił napis na Marty koszulce. Soja rulez!
Przy winie z Lidla
Kolacja w nieco pomniejszonym, aż wciąż sfeminizowanym gronie, przebiegła nam tak:
Tak, to na stole to znów jest piwo!
Zmęczone, bynajmniej nie własnym towarzystwem, ale najedzone, rozdzieliłyśmy się, by po dwóch godzinach, tym razem na Blog Conference After Party, zewrzeć szyki. Wiecie, co warto zrobić przed afterkiem? Biforek.
Większość imprezy spędziłam z Natalią i Sylwią. Grałyśmy w Mario Bros, piłyśmy wino w najbardziej odseparowanym zakątku sali, a kiedy już zaszumiało i muzyka z plejlisty typu „Imprezowy wytrych dla podchmielonych”, kręciłyśmy piruety na parkiecie. Jeden z nich zakręcił chyba mną, bo podczas duetu z Sylwią znalazłam się na ziemi. Bez siniaków! I tak do drugiej w nocy…
Wrócę jeszcze na chwilę do etapu rozgrzewania się do tanecznego boju.
Siedziałyśmy tak we trzy, żartując sobie gorzko z seksizmu naszego powszedniego (patrz kilka sekcji niżej) i nagle do naszej degustacji dołączyła kolejna kiperka, Ola. Był to jeden z zabawniejszych momentów całego BCP. Nie przytoczę treści żartów, bo raz – nie pamiętam ich, dwa – w stanie pozakonferencyjnym byłyby prawdopodobnie tak zabawne jak Tadeusz Drozda. Liczy się bardziej klimat – kilka dziewczyn, parę godzin wcześniej zupełnie sobie obcych/nie wiedzących o swoim istnieniu, siedzi sobie z dala od szaleństwa głównego nurtu. Rozmawiają o swoich działaniach, pasjach, ambicjach, dawnych pracach i trudach kolarstwa, jakby było to setne spotkanie w tym samym gronie na przestrzeni lat. Nie wiem jak dziewczyny, ale ja czerpałam z tego wieczoru bardzo wiele, zarówno inspiracji, jak i luzu. Zapisuję, zapamiętuję, przetwarzam. Może w końcu się nauczę.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że kiperką Olą była nie kto inna, jak Pani Swojego Czasu – osobistość blogosfery, której nikomu nie trzeba przedstawiać, a której to, być może za sprawą oparów lidlowego wina, ciemności i absolutnie wyluzowanej atmosfery, nie poznałam. BCP to trochę takie miejsce, w którym internetowe heroiny schodzą do śmiertelników blogosfery i bardziej lub mniej skutecznie, wtapiają się w tłum.
I love Poznań
Kolejnym powodem mojego tak entuzjastycznego odbioru Blog Conference jest miasto, w którym się odbywa. Nic nie poradzę, że kocham Poznań i za każdym razem, gdy do niego wracam czuję się, jakbym wróciła do domu.
To moje miasto studenckie i poststudenckie, w którym, przynajmniej w szerokim centrum, znam każdy zakamarek.
Natalia dziwiła mi się, że chce mi się w środku nocy i po kilku kieliszkach shirazu odprowadzać ją do hotelu. Musiałam zrobić przy tym jakieś dodatkowe 5 km (sprawdzałam z mapą, post factum). A ja po prostu chciałam pooddychać nocnym, wiosennym powietrzem, z którym łączy mnie tyle wspomnień, sentymentów, radości i smutków.
Przyjazd do Poznania to zawsze dla mnie droga do domu. Z jednej strony – do tego, co było, z drugiej – tego, co nadpiszę na znanych przecznicach. I love Poznań. Na to nie ma lekarstwa.
Pani Joanna od Aniołów
Pech, ale i zmęczenie całym tygodniem i podróżą, nadmiar emocji i wrażeń, oraz winna degustacja chciały, że w niedzielę zaniemogłam. Wina Lidla? Pszypadeg?
Pierwsze dwie godziny po przebudzeniu były ok. Pakowałam się przy dźwiękach telewizji śniadaniowej, doprowadzałam się do życia, zjadłam nawet pomarańczę na śniadanie. I to był chyba błąd. Na krótko przed opuszczeniem pokoju i udaniem się na drugi dzień konferencji, kompletnie się rozłożyłam, przy czym gorączka była najprzyjemniejszym objawem. Wiedziałam, że w tym momencie moja przygoda z Blog Conference Poznań kończy się nieodwołalnie. Ale co tu robić, gdy za chwilę trzeba się wymeldować?
Odpowiedź: zapytać. Okazuje się, że są takie miejsca, w których biznes spotyka człowieka i przybija mu piątkę. Właścicielka przepięknych Apartamentów Retro – pani Joanna – po prostu pozwoliła mi chorować. Ba, starała się wspomóc mnie sucharkami i wodą mineralną! Jakby wszystkich konferencyjnych pozytywów było za mało. Jak miło jest móc się przekonać, że życzliwi nam ludzie kryją się nawet pośród tych nieznajomych.
Seksizm zawsze obecny
Jak wspominałam na początku, oprócz girlpowerowych cukierków znalazło się kilka mizogino-śmieci. Zostawiłam je na sam koniec – co wrażliwsi proszę ominąć tę sekcję i udać się prosto do komentarzy.
Pieniądze lubią spokój
We „Francuskim Łączniku”, w którym jadłyśmy obiad, walnęła mnie w mordę taka piękna okładka:
Rozumiem, że skoro pieniądze lubią spokój, to nie mogą ich zarabiać kobiety. La donna e mobile, przecież to jasne jak słońce. Mobile to nie jest dobre środowisko dla pomnażania majątku. Z resztą czego ja się czepiam – skoro gazeta nosi tytuł „Poznański Prestiż” i jej okładkę zdobi wizerunek pięciu dżentelmenów to zapewne tylko dlatego, że w Poznaniu nie ma przedsiębiorczyń z sukcesami. Przecież to jasne jak słońce!
Pytanie zadawane tylko kobietom
Jest wiele rzeczy, których komentowanie zazwyczaj zaczynam od słów: „Mamy 2018 r. i wciąż…”. Tak też będzie w tym przypadku. Mamy 2018 r. i na panel „Jak pogodzić życie prywatne i zawodowe?” zostały zaproszone tylko kobiety. Jak wiadomo, jest to tylko ich odwieczna bolączka, bo panowie, jeśli są łaskawi, to w domu pomagają. Ich dylemat łączenia ról najwyraźniej nie dotyczy. Serio? 2018!!! Bez komentarza.
…no ale o czym innym mogą blogować (miłe) dziewczyny?
Przypomnijcie sobie scenkę z początku after party: Sylwia Teacherka, Natalia Proseksualna, ja i nasze kieliszki w dalekim kącie sali. Już? Ok. Przez jakiś czas siedział tam również pewien miły młodzieniec, z którym postanowiłyśmy nawiązać kontakt. Networking must working, aye? Już pominę jedną z pierwszych uwag, które zostały do nas skierowane – że dziewczyny są zawsze miłe**. Potem, niestety, było gorzej.
W żartach poprosiłyśmy, by zgadł, jakimi blogami się zajmujemy. Usłyszałyśmy, że dziewczyny to piszą o 3 rzeczach: o parentingu, urodzie i gotowaniu/stylu życia.
Chyba nie muszę Wam przypominać, czym na co dzień się zajmuję i jak niewiele walka z dyskryminacjami ma wspólnego z każdą z wyżej wymienionych dziedzin. Pozwólcie zatem, że jeszcze raz scharakteryzuję działalność Sylwii i Natalii.
Sylwia Dąbrowska, czyli Teacherka.pl. Absolwentka Akademii Praktych Teatralnych w Gardzienicach, od 12 lat pracuje z aktorami, również młodymi. Jest specjalistką od kreowanai wizerunku – i tego scenicznego, i tego przed kamerą. Uczy pracy ze sprzętem.W drugim dniu BCP prowadziła warsztaty.
Natalia Grubizna, czyli Proseksualna.pl, od 2012 r. prowadzi największy, najbardziej inkluzywny i najbardziej merytoryczny w Polsce blog na temat ludzkiej seksualności. Jest wykwalifikowaną trenerką. Prowadzi warsztaty z sekspozytywności, z seksualności osób plus size, z ciałopozytywności. Na jej stronie znajdziesz zarówno recenzje gadżetów, jak i kawał merytorycznej wiedzy z zakresu fizjologii, psychologii, anatomii, seksuologii.
Kto to widział, żeby (miłe) dziewczyny zajmowały się poważnymi sprawami.
Wnioski?
Jeśli w Twojej blogowej branży tort do podziału jest malutki lub nie ma go wcale, upiecz go sobie sam/a. Po prostu działaj.
Sylwana
_________________________________________
*”Wspieraj co kochasz, nie niszcz czego nienawidzisz”
** Wyrażenie „miłe dziewczyny” kojarzy mi się tylko ze świetnym chorwackim filmem „Miłe martwe dziewczyny”(„Fine mrtve djevojke”), reż. D. Matanić, 2002. Oglądajcie filmy, nie gadajcie głupot.