Po II wojnie światowej popularność zyskało hasło „Nigdy więcej”, stworzone przez więźniów nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Nigdy więcej wojny. Nigdy więcej obozów śmierci. Nigdy więcej ludobójstw. Historia pokazuje jednak, że ludzkie okrucieństwo nie skończyło się w roku 1945. Nazywam się Sylwana Dimtchev, a ty słuchasz podcastu Nigdy więcej?Audycji o ludobójstwach, które wydarzyły się po II wojnie światowej.

Sezon pierwszy. Srebrenica. Bośnia i Hercegowina. Rok 1995.

Odcinek drugi Jugosławia. Kraj-bajaderka

Pokolenie urodzone i wychowane w PRLu w większości ma takie zdanie na temat Jugosławii, że był to raj na ziemi. Był to z jednej strony kraj komunistyczny, a z drugiej – był właściwie jak Zachód. Można było w nim kupić w normalnych, zwykłych sklepach odzieżowych czy spożywczych takie dobra, które znajdowały się normalnie na Zachodzie lub – jeśli mówimy o Polsce – w Peweksach za dolary. W Jugosławii można było jednocześnie spędzić wakacje na wybrzeżu nad Adriatykiem, ale też zakupić jeansy, złoto, słodycze zachodnich marek takiech jak Toblerone czy Milka. A co jeszcze ciekawe, dinar jugosłowiański był walutą wymienialną, taką jak dolar czy marka niemiecka.

Czy to faktycznie był raj na ziemi, skoro Jugosłowianie cieszyli się wolnością podróżowania? Na jugosłowiański paszport można było wyjechać właściwie gdzie się chciało, a kwestie wizowe były regulowane przez kraj docelowy. Obywatele Jugosławii mogli również pracować za granicą. Stąd też bardzo spory ruch gastarbeiterów w Niemczech, pochodzących właśnie z Jugosławii, którzy swoimi zarobionymi markami mocno zasilali gospodarkę Jugosławii, zwłaszcza w jej ostatniej dekadzie. Ale o tym więcej w następnym odcinku. No więc czy był to raj na ziemi, czy tak.. nie do końca? No i przede wszystkim – skąd wziął się taki pomysł, żeby tak różne nacje, tak różne języki, religie połączyć w jeden organizm państwowy? Żeby to zrozumieć, chciałabym nas trochę przenieść w czasie do początków wieku XIX. Oczywiście kwestia powstania Jugosławii i rozwoju samej Jugosławii, pierwszej Jugosławii, drugiej jak i SHSu to wszystko to są tematy, na które można by nakręcić osobne, wieloodcinkowe podcasty, napisać książki. Zresztą takie książki już napisano, więc ja muszę tylko tak delikatnie dotknąć temat, żeby móc przedstawić Wam w ogóle tę ideę, która stoi za połączeniem tylu krajów w jeden.

Nie będę się wdawać w szczegóły, bo te szczegóły nie są istotne dla głównego tematu mojego podcastu, czyli ludobójstwa. Oczywiście bardzo zachęcam do tego, żeby zaglądać w bibliografię podcastu i eksplorować temat za pomocą źródeł pisanych, filmowych, podcastowych. No dobrze, zgodnie z zapowiedzią cofamy się do wieku XIX. Układ sił, w dużym uproszczeniu, jeśli chodzi o Europę Środkową i Południową, czyli Bałkany, był następujący: połowa należała do Imperium Osmańskiego, a druga połowa – do monarchii habsburskiej, czyli Austro-Węgier. W źródłach zostawię Wam link ze znacznikiem czasowym do kawałka takiego filmu dokumentalnego, na którym pokazany jest, jak ten układ sił i mocarstw w interesującym nas obszarze się zmieniał przez wieki. Tam chyba jest od roku, od momentu, kiedy Turcja osmańska po kolei podporządkowywała sobie kraje bałkańskie. Więc myślę, że to jest bardzo ciekawa rzecz, żeby móc sobie zwizualizować, jak ten układ sił wyglądał.

Jeśli chodzi o kraje bałkańskie, no to Serbia, Albania, dzisiejsza Kosowo, część Bośni i Hercegowiny była pod panowaniem Turcji Osmańskiej, a Słowenia, Chorwacja i północna część Bośni i Hercegowiny należała do Imperium Austro-Węgierskiego. Pomiędzy tymi wielkimi mocarstwami istniały narody, które nie miały swojego państwa.

I tak rodzą się idee iliryjskie.

Skąd taka nazwa i co to właściwie było? Napoleon Bonaparte w 1809 roku powołał do życia Prowincje Iliryjskie. To był obszar o powierzchni 55 000 km2, zamieszkiwany przez 1,5 mln ludności serbskiej, chorwackiej i słoweńskiej, czyli można by pokusić się o takie porównanie, że była to Jugosławia w miniaturze. Prowincje Iliryjskie zostały stworzone oczywiście pod płaszczykiem pomocy w dążeniach narodowo-wyzwoleńczych narodów południowosłowiańskich. Tej pomocy miał oczywiście udzielić wielki Bonaparte, ale tak naprawdę chodziło mu o kontrolowanie szlaków handlowych prowadzących na południe Europy i posiadanie swojego satelity w tej części Europy, który miałby oko na Austro-Węgry. Nazwa „Prowincje Iliryjskie” została oczywiście zaczerpnięta z czasów Imperium Rzymskiego, ponieważ za czasów jego świetności ten obszar Europy był nazwany Prowincjami Iliryjskimi, a i sami Słowianie zamieszkujący te tereny lubili doszukiwać się w swoim rodowodzie właśnie pochodzenia od starożytnych Ilirów.

W ogóle, jeśli chodzi o pomysły ruchów narodowo wyzwoleńczych w XIX wieku, to dzieje się tam dużo, dużo fantastycznych rzeczy.Taka notatka na marginesie ode mnie: pamiętam, że jeden z bułgarskich budzicieli narodu próbował udowadniać, że słowo sanskryt tak naprawdę pochodzi od słowa bułgarskiego. Język bułgarski jest jednak nieco młodszy niż sanskryt. No dużo, dużo takich fantastycznych pomysłów było wtedy w modzie. Zresztą takie pomysły służą podparciu argumentacji, że dana nacja zasługuje na kraj, ponieważ wywodzi się od kogoś starożytnego, w tym wypadku Ilirów.

Oczywiście Prowincje Iliryjskie przepadły razem z Napoleonem, ale sama idea iliryjska pozostała. I teraz tak ogólnie, jeśli chodzi o ten czas  na początku XIX wieku: drugiego, trzeciego dziesięciolecia XIX wieku, są czasy rozwoju romantyzmu. No i romantyzm też mocno szedł w parze z ruchami narodowymi, ruchem wyzwolenia uciśnionych: w Polsce, której wtedy na mapie nie było. królowało przekonanie, że Polska miała być mesjaszem narodów. Starożytni Hindusi byli tak naprawdę Bułgarami, a tutaj Chorwaci tak naprawdę pochodzili od starożytnych Ilirów. I co ciekawe, w Chorwacji nie mówi się o romantyzmie, tylko właśnie mamy do czynienia z iliryzmem.

Prowincje iliryjskie przeminęły razem z Napoleonem, ale sama idea pozostała.

I co ciekawe, najbardziej rozpoznawalny działacz ruchu iliryjskiego Ljudevit Gaj, urodził się właśnie w tym roku, w którym te prowincje powstały – 1809 r. Taka drobna ciekawostka. Propozycja ruchu iliryjskiego, żeby z podległych innym nacjom, innym mocarstwom ziem zamieszkanych przez Słowian stworzyć jeden wspólny organizm państwowy, miała służyć przeciwwadze do… Miała być takim klinem pomiędzy Imperium Osmańskim i Imperium Habsburskim. Jakkolwiek dziś wydaje się to naprawdę nieprawdopodobne, tak wtedy ten pomysł zyskiwał sobie sprzymierzeńców. Tak jak wspominałam, liderem tego ruchu był Ljudevit Gaj. Jednym z jego postulatów było stworzenie jednego wspólnego języka literackiego dla wszystkich Słowian Południowych. No, może nie wszystkich, bo jednak Bułgarii ten ruch iliryjski nie obejmował. Bułgarskie odrodzenie narodowe rozwijało się własnym torem. Wspólny język literacki dla Serbów, Chorwatów, Słoweńców, Bośniaków miał być oparty na dialekcie sztokawskim, chociaż większość Chorwacji i nawet sam Gaj, z tego co kojarzę, mówiła w dialekcie kajkawskim. Później ten język faktycznie został skodyfikowany i faktycznie to, co jest znane jako język serbsko-chorwacki powstał na bazie dialektu sztokawskiego. A z ciekawych terminów to taka idea zjednoczenia kilku podobnych etnosów pod jednym sztandarem, w jeden organizm państwowy, nazywa się irredentyzmem. Idee iliryjskie, a później jugosłowiańskie należały właśnie do takich. To był irredentyzm.

Po śmierci Ljudevita Gaja

idee iliryjskie, później otrzymujące nazwę jugosłowiańskich, nie wygasły – znalazły swoich kontynuatorów. I tutaj takie nazwiska jak biskup Strossmayer, Ilja Garašanin warto zapamiętać i poeksplorować, jeżeli macie ochotę dowiedzieć się więcej, jak linearnie ten ruch się rozwijał. Natomiast ja tylko tutaj nadmienię w tej części, że o ile czas Wiosny Ludów do połowy wieku XIX faktycznie sprzyjał tym ruchom narodowowyzwoleńczym i w ogóle ruch iliryjski w Chorwacji miał bardzo spory kontakt i współpracę z polskim ruchem narodowowyzwoleńczym, a właściwie z Hotelem Lambert, czyli takim stronnictwem polskich patriotów na emigracji działającym w Paryżu. W Paryżu mieli siedziby. Natomiast te współprace narodów bez państw istniały. I tutaj taka kolejna ciekawostka, jeśli chodzi o melodię Mazurka Dąbrowskiego i melodię hymnu Jugosławii, tej titowskiej Jugosławii, drugiej Jugosławii, to powstały one na bazie tej samej melodii napisanej przez Józefa Wybickiego. Niestety, nie mogę Wam legalnie puścić fragmentu tego hymnu. Natomiast możecie sobie wyszukać albo na YouTubie, albo na początku każdego odcinka podcastu Remember Yugoslavia jest dżingiel właśnie z tego fragmentu hymnu stworzony. No ale dobrze, wróćmy do sedna, bo troszeczkę odpłynęłam.

W drugiej połowie XIX wieku kształtuje się troszeczkę inny obraz, jeśli chodzi o mapę polityczną Europy. I najważniejszym punktem drugiej połowy XIX wieku dla Słowian południowych jest wojna rosyjsko-turecka, przegrana przez Turcję ku uciesze narodów słowiańskich pod tureckim butem, ponieważ dzięki Kongresowi Berlińskiemu kraje niegdyś należące do Imperium Osmańskiego zaczęły odzyskiwać niepodległość. I tak niepodległość odzyskała Bułgaria. A w 1881 roku niepodległość odzyskała Serbia. I to jest istotne dla dalszego biegu tej historii.

Przenosimy się teraz spory kawał w przód i jesteśmy w roku 1918,

czyli koniec pierwszej wojny światowej. Serbia w pierwszej wojnie światowej walczyła po stronie Ententy. Dzięki temu jej pozycja negocjacyjna była bardzo silna, ponieważ nie tylko walczyła po dobrej stronie historii, ale również serbskie wojska miały swoje zasługi podczas pierwszej wojny światowej. No, mówiąc oględnie, miała spory udział w wygranej Ententy i dzięki temu idee panslawistyczne i jugosłowiańskie mogły zostać wcielone w życie.

I tak 1 grudnia 1918 roku powstało królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, w skrócie Królestwo SHS albo SHS.

I to królestwo właśnie dzięki zasługom Serbii w I wojnie światowej i tym samym ich bardzo mocnej pozycji negocjacyjnej zostało powołane do życia pod wodzą Serbii i serbskiej dynastii Karadžordževićów. Królem SHSu w tamtym czasie był Aleksandar Karadžordžević. Chociaż wszystkie największe liczebnie nacje zostały ujęte w nazwie tego królestwa: Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy,  to przewodnictwo serbskiej dynastii i ogólnie Serbów nie wszystkim się podobało. Jak można się bardzo łatwo domyślić, tak szybko, jak powstało SHS, tak szybko zaczęły być popularne różne ruchy separatystyczne. W odpowiedzi na to król Karadžordžević, zamiast zaadresować ten problem w jakiś sposób, zamiast dotrzeć do jego źródeł, albo – nie wiem – zrewidować ustawy, które być może dyskryminowały któreś z nacji, on postanowił dokręcić śrubę i ustanowił monarchię absolutną. W 1929 roku królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców przestało istnieć, natomiast w jego miejsce pojawiło się Królestwo Jugosławi. I tu mówimy o tym królestwie, że to była ta pierwsza Jugosławia. Jak można się łatwo domyślić, król Aleksander nie cieszył się wielką popularnością, zwłaszcza wśród ruchów separatystycznych i w 1934 roku został zamordowany przez macedońskiego separatystę, a tenże separatysta działał na zlecenie Ante Pavelića, przywódcy nacjonalistów chorwackich.To nazwisko warto zapamiętać, bo jeszcze do niego wrócę.

Zwłoki króla zostały najpierw przetransportowane z Marsylii do Lublany, a potem z Lublany do Belgradu pociągiem. I ta lokomotywa ciągnąca ten pociąg miała na froncie napis „Chrońcie Jugosławię”. Podobno były to ostatnie słowa, które konający król wypowiedział. Tu taka ciekawostka: Kiedy Tito zmarł w Lublanie w 1980 roku jego zwłoki również przewieziono pociągiem z Lublany do Belgradu. Ale o tym będę jeszcze mówić w dalszej części. tego odcinka.

W roku śmierci króla Aleksandra,

jego syn i tym samym następca tronu Piotr II Karadžordžević, miał zaledwie 11 lat, więc władzę w jego imieniu sprawował brat Aleksandra, Paweł Karadžordžević. Jak nietrudno się domyślić, rządy Pawła również nie należały do najpopularniejszych. Monarchia i dynastia Karadžordžów zaczęła być kojarzona głównie z zamordyzmem i z rozwiązaniem parlamentu i wprowadzeniem monarchii absolutnej. A już szczyt antypopularności Paweł osiągnął w 1941 roku (czyli tutaj już II wojna światowa trwa w najlepsze od dwóch lat), a mianowicie Paweł z jednej strony obawiając się zagrożenia ze strony III Rzeszy, ale z drugiej niechcący brać czynnego udziału w wojnie miał nadzieję na neutralność. Nie da się być neutralnym. To jest akurat moja opinia. I mając tę nadzieję na neutralność, albo ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: z tchórzostwa udał się 25 marca 1941 roku do Berlina, gdzie ułożył się z III Rzeszą, podpisując w imieniu Królestwa Jugosławii przystąpienie do Paktu Trzech. Pakt Trzech to było porozumienie Niemiec, Włoch i Japonii, czyli w skrócie i w dużym uproszczeniu to oznaczało przystąpienie do tej złej strony wojny, przegranej, faszystowskiej i nazistowskiej. Po powrocie do Belgradu zastały go protesty. Społeczeństwo Jugosławii wylęgło na ulice i bardzo intensywnie protestowało wobec de facto dołączenia Jugosławii  do Rzeszy. Tutaj troszeczkę wybiegnę w przód, bo później, po II wojnie światowej, narracja titowska była taka, że wtedy, w ’41 roku protestowali i te protesty zainicjowali komuniści i nikt inny nie protestował. No ale prawda jest taka, że oczywiście protestowały osoby powiązane z różnymi stronami sceny politycznej, z różnymi upodobaniami politycznymi. Generalnie sprzeciw był dość spory.

Z dołączenia do paktu trzech Jugosławii i Pawłowi niewiele przyszło, bo przypominam, pakt został podpisany 25 marca, a już 6 kwietnia, czyli dwa tygodnie później, Trzecia Rzesza dokonała agresji na Jugosławię, więc Paweł Karadziordziewić zdążył się upokorzyć sam, zanim upokorzyli go Niemcy i zanim został dokonany na niego zamach stanu,musiał salwować się ucieczką z Jugosławii.

Jesteśmy teraz w roku 1941

Trzecia Rzesza dokonuje agresji na Jugosławię i to jest punkt kulminacyjny, jeśli chodzi o ważność do zrozumienia rozpadu Jugosławii. 40 lat później wszystko to, co będzie się działo podczas II wojny światowej odbije się naprawdę gigantyczną czkawką. między rokiem ’91 a ’95, a tak naprawdę już od roku ’80. Więc wszystko to, co wydarzyło się na jugosłowiańskich ziemiach pomiędzy ’41.a ’45 rokiem, będzie miało znaczenie dla rozwoju wypadków w latach 90. Domyślam się, że może brzmieć to trochę abstrakcyjnie: dlaczego wnukowie załatwiali niepozałatwiane sprawy z wojny swoich dziadków? Ale mam nadzieję, przybliżając ten temat, rozjaśnić tę abstrakcyjność i sprawić, że będzie ona bardziej zrozumiała i wszystkie puzzelki zaczną się układać w odpowiednich miejscach. Z punktu widzenia rozpadu Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych najważniejsze są trzy grupy, które walczyły jednocześnie między sobą, ale również z niemieckim okupantem podczas drugiej wojny światowej. Pierwsza grupa to ustasze pod wodzą Ante Pavelića We wcześniejszej części podcastu wspominałam o tym, że król Aleksander Karadziordzielić został zastrzelony przez separatystę działającego właśnie na jego zlecenie.

Ante Pavelić był chorwackim politykiem, faszystą.

Jego zwolenników nazywamy ustaszam. Stał na czele faszystowskiego, marionetkowego państwa – Niepodległego Państwa Chorwacji. Ono było tak niepodległe, jak państwo Vichy. W skrócie: ustasze byli chorwackimi faszystami, którzy popisali się również zakładaniem obozów koncentracyjnych. Największy, najbardziej znany to ten w Jasenovacu. W przeciwieństwie do niemieckich obozów koncentracyjnych, nie mordowano w sposób – brzydko mówiąc – przemysłowy, tylko znacznie bardziej barbarzyński: za pomocą noży, sznurów, sierpów, pałek. Z jednej strony – oszczędzano amunicję. Z drugiej – mówi się o tym, że noże, sierpy, liny są cichsze, niż wystrzały.

Drugą grupą są czetnicy czetnicy na czele z Dragoljubem (Drażą), Mihajlovićem.

Czetnicy byli rojalistami, czyli popierali Karadžordžević, w czasie II wojny światowej przebywających na uchodźstwie. Ponieważ czetnicy popierali monarchię – byli wierni dynastii, to również popierali ich posunięcie w postaci przystąpienia do Paktu Trzech, więc w pewnym stopniu – nie tak, jak Ustasze, ale w pewnym stopniu również popierali niektóre ruchy Rzeszy i również próbowali się z okupantem niemieckim układać.

Trzecią grupą są partyzanci Josipa Broza Tity

Początkowo partyzanci Broza Tity i partyzanci Dragoljuba Mihajlovića, czyli czetnicy, próbowali się ze sobą układać i razem zwalczać ustaszy. Natomiast coś tutaj się nie udało i w rezultacie te trzy grupy zwalczały siebie nawzajem, walczyły między sobą i walczyły z III Rzeszą. Miejcie proszę na uwadze fakt, że to są trzy największe ugrupowania, ale tych stron walczących w II wojnie światowej na Bałkanach między sobą i z III Rzeszą było jeszcze więcej. Można tutaj nadmienić chociażby słoweńskich Domobranów, ale staram się jak najbardziej okroić tę historię, żeby była ona zrozumiała i żeby ten podcast nie trwał 5 godzin. Więc miejcie to na uwadze, że tu znowu jest dość spore uproszczenie. Natomiast te 3 ugrupowania były najzacieklej walczące, najliczniejsze i reprezentujące skrajnie odmienne stanowiska: faszystowskie, promonarchistyczne i komunistyczne. Podobnie jak we wcześniejszych nadmienionych przeze mnie tematach, również na temat przebiegu walk na Bałkanach podczas II wojny światowej można pisać książki, kręcić filmy i robić całe sezony podcastów. Zresztą te pierwsze i drugie na pewno powstały. Trzecie nie wiem, możecie mi dać znać w komentarzach.

Znowu jestem zmuszona zrobić tutaj przeskok do roku 1944, ponieważ to będzie znów najbardziej istotne dla tego, co się dzieje później w Jugosławii i tego, co będzie miało miejsce w roku chociażby 1995.

Najliczniejszą, najlepiej zorganizowaną grupą odnoszącą najwięcej sukcesów na polu walki byli partyzanci Josipa Broza Tity i tak w 1944 roku, jesienią, było jasne, że już za chwilę Jugosławia zostanie wyzwolona spod niemieckiej okupacji. Tito natomiast, mimo że komunista i mimo że – jak mówi jego biografia – rzekomo brał udział w rewolucji październikowej w Rosji i działał w porozumieniu ze Stalinem, to jednak bardzo chciał mieć swój jedyny udział w wyzwalaniu Jugosławii. On zdawał sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że Stalin jest człowiekiem niebezpiecznym i nie chciał się z nim układać. Albo chciał się z nim układać na własnych zasadach. I faktycznie – udało mu się wyzwolić Jugosławię. Niektórzy z was mogą kojarzyć piosenkę Kazika Staszewskiego „12 groszy”. Pierwsze słowa zwrotki brzmią tak:

„Partyzanci Broz Tity wyzwolili Jugosławię bez pomocy Sowietów – awantura na zabawie”

Tylko troszeczkę Staszewski się pomylił, bo w wyzwalaniu Jugosławii faktycznie pierwsze skrzypce grali partyzanci Tity i sam Tito. Natomiast do Belgradu przedarły się jakieś nieliczne oddziały wojsk sowieckich i zostały przyjęte. I 20 października 1944 roku faktycznie Jugosławia została oficjalnie wyzwolona spod władzy III Rzeszy. Niektóre źródła mówią o tym, że Tito później bardzo żałował, że nie udało mu się dokonać tego wyzwolenia bez wsparcia Sowietów z oczywistych względów – czerwonoarmiści tam, gdzie się pojawiali, tam siali spustoszenie i gwałty. Wykradali wszystko, co się dało wykraść, zabrać ze sobą i upłynnić. Czy to są jego prawdziwe żale czy fantazje biografów? A jeśli chodzi o biografie osób u szczytu władzy, a zwłaszcza osób sprawujących władzę autorytarną, absolutną, to te biografie są pewnym wyzwaniem. I do napisania, i do przeczytania, i do odsiania pewnych faktów od bajek, które dość mocno te biografie zasilają.

Do ostatecznej – za Staszewskim – „awantury na zabawie” pomiędzy Związkiem Radzieckim a Jugosławią Tity doszło natomiast dopiero w roku 1948 z powodu, który – moim zdaniem – był tylko pretekstem. A tak naprawdę – to znaczy, to jest oczywiście tylko moje przypuszczenie – Tito już od tego 1944 roku szukał drogi ucieczki spod opieki Stalina, dlatego też zaczął się układać z Churchillem. Po pierwsze: miał zbyt wielkie ego, żeby być pod jakimkolwiek butem, po drugie: faktycznie jego zasługi militarne były nie do przecenienia i wygrały mu jego miejsce. On nie otrzymał swojego stanowiska od Stalina, w przeciwieństwie do wszystkich innych marionetek sadzanych przez Moskwę w krajach Układu Warszawskiego, takich jak Polska, Węgry, Czechosłowacja czy Niemcy Wschodnie.

Ale do rzeczy. Pretekst był taki: nie wiem, czy wiecie, ale Bułgaria nigdy nie była częścią Jugosławii, nigdy nie była w planach, jeśli chodzi o Panslawizm. Jeśli chodzi o idee iliryjskie, to Bułgaria była zawsze z boku, Macedonia owszem, Bułgaria nie. I w 1948 roku Tito wpadł na pomysł, by jednak tę Bułgarię do Jugosławii, do drugiej Jugosławii, dołączyć. Na tak wielki organizm państwowy wydzierający Związkowi Radzieckiemu Bułgarię, kraj satelicki Związku Radzieckiego nie mógł się zgodzić towarzysz Stalin i na tę potwarz nakazał wycofanie wszystkich dyplomatów z Jugosławii. I tym sposobem Tito był już w pełni niezależny od Moskwy. Ale za to zaczął się uzależniać od Zachodu – o tym troszeczkę później. Przypuszczam, że możecie się zastanawiać nad tym, jak udało się po tylu latach walk i burzliwej historii jednemu człowiekowi stanąć na czele kraju, nazwać go Jugosławią i rządzić niepodzielnie. Moim przypuszczeniem jest to, że po prostu ludzie mieli dosyć walk. W Jugosławii w pierwszej wojnie światowej zginęło około 1 200 000 osób. Druga wojna światowa zebrała podobne żniwo -w ydaje mi się, że to, że liczba ofiar liczyła około 1 300 000. Kraj był zrujnowany i myślę, że po prostu ludzie mieli dosyć.

A tu pojawił się przywódca. Silny, niezależny, obiecujący dobrobyt.

Dopóki żył, był gwarantem spokoju i dobrobytu na kredyt. Ale też o tym później. Myślę, że stąd wynikała jego popularność. Resztę zrobiła propaganda i jedyny słuszny program historyczny, o którym wcześniej wspominałam, chociażby wymazanie innych organizatorów protestów w roku 1941.

Tytuł tego odcinka to kraj-bajaderka

Skąd taka nazwa? Ponieważ Jugosławia mi się z bohaterką skojarzyła. Bajaderka to jest takie ciastko, deser. Można je kupić zwłaszcza w tych starszych cukierniach, bo te nowe, hipsterskie, raczej między swoim baskijskim sernikiem a tiramisu pistacjowym go mieć nie będą. Jest to ciastko w kształcie kuli, oprószone wiórkami kokosowymi albo obtoczone w kawałkach orzechów. Jego wnętrze kryje absolutnie wszystko, ponieważ jest to ciastko sklejone z resztek innych wyrobów cukierniczych: drożdżowych, babek, ciasta marchewkowego – cokolwiek tam się cukiernikowi nawinie pod rękę zespala to mlekiem, nasącza rumem i tak powstaje bajaderka.

Nie chcę przez to powiedzieć, że kraje składające się na Jugosławię to były jakieś skrawki, strzępki, resztki. Nie, nie, nie, nie idźmy tak daleko z tą metaforą. Natomiast tworzenie zupełnie nowej jakości, sklejonej mlekiem – Titem, po prostu tak mi się skojarzyło z bajaderką. I tak bajaderki niektórzy uwielbiają. Ja na przykład uwielbiam. A niektórzy uważają, że to jest fuj i ble. W sumie Jugosławia i Jugosławia Tity też bywa, że wzbudza takie skrajne emocje. Dzisiaj w krajach byłej Jugosławii mamy z jednej strony bardzo silną jugonostalgię, a z drugiej strony bardzo silną anty-jugonostalgię, próbę jakiegoś rozliczenia z przeszłością. Inną cechą bajaderki jest to, że jest po prostu szalenie różnorodna. Tam jest wszystko to, co się tak jak wspominałam, nawinie cukiernikowi pod rękę i to, co zostanie niesprzedane z poprzednich dni, ale wciąż niezepsute i nadające się do spożycia.

Warto sobie uświadomić,

jak bardzo różnorodna Jugosławia była pod każdym względem.

Mając na względzie liczby: 9 narodów: Chorwaci, Macedończycy, Serbowie, Kosowarzy (czyli Albańczycy zamieszkujący Kosowo), Słoweńcy, Bośniacy, Węgrzy, Czarnogórcy, Romowie.
Cztery religie: judaizm, islam, katolicyzm, prawosławie.
Dwa alfabety: cyrylica i łacinka.
Pięć języków: słoweński, (tutaj robię duży cudzysłów) „serbsko-chorwacki”, albański, węgierski, macedoński.
Sześć równoprawnych republik: Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Słowenia, Czarnogóra, Macedonia, Serbia, a także
dwa regiony autonomiczne, tzw. regiony autonomiczne, bo tej autonomii to one za bardzo nie miały, czyli Vojvodina na północy Serbii, zamieszkiwana głównie przez mniejszość węgierską i wspomniane już Kosowo, zamieszkiwane przez ludność albańską, czyli tak jak mówiłam Kosowarów, mówiących językiem albańskim.

Więc czy ten projekt, absolutnie szalony projekt miał szansę zadziałać? Moim zdaniem absolutnie nie. Nawet nie znając biegu historii, powiedziałabym i zawsze tak mówiłam, kiedy uczyłam się i czytałam i zdobywałam wiedzę na temat Jugosławii i tych idei jugosłowiańskich, że jest to pomysł absolutnie szalony, ale najwyraźniej ten pomysł sprawdził się po latach wojennych i zaborczych zawieruch, a gwarantem tego porządku rzeczy była właśnie osoba Josipa Broza Tity.

Tito popełnił jeden kardynalny błąd.

To znaczy na pewno nie jeden, ponieważ był przywódcą autorytarnym, z kultem jednostki i ze swoimi guagami, o tym za chwilkę, ale jeden kardynalny w kontekście późniejszych wydarzeń, a mianowicie: w drugiej Jugosławii absolutnie nie było miejsca na jakiekolwiek pojednanie powojenne, na jakiekolwiek rozliczenie zbrodni wojennych innych niż tych popełnionych przeciwko komunistom. Nie było miejsca na żadną refleksję, żadne zadośćuczynienie wobec jakichkolwiek grup, które poniosły moralne, materialne straty. Tak jak wspominałam wcześniej, były te trzy grupy najważniejsze czetnicy, ustasze i partyzanci. I te grupy dokonywały między sobą rzeczy strasznych. Ale te wydarzenia nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, ponieważ po zakończeniu wojny, po wyzwoleniu Jugosławii, Tito ogłosił, że nie ma miejsca na jakiekolwiek podziały etniczne. Teraz wszyscy jesteśmy Jugosłowianami. Hasłem przewodnim Jugosławii było

jedność i braterstwo

i jakiekolwiek próby dochodzenia do prawdy, do zadośćuczynienia, do rozliczenia okresu wojny były bardzo surowo karane: do połowy lat 50. Zesłaniem na Goli Otok – Nagą Wyspę lub którykolwiek z obozów reedukacyjnych, w późniejszych dekadach więzieniem, zwolnieniem z pracy, aresztowaniami i tak dalej – całym wachlarz represji politycznych, jakie możecie sobie wyobrazić. Po prostu tak, jakby zbrodni wojennych nigdy nie było. Tak, jakby zawsze była ta jedność i braterstwo, tak jakby nigdy nie istniały pojedyncze narody, takie jak Czarnogórcy, Macedończycy, Chorwaci, Bośniacy i tak dalej – to nie miało znaczenia! Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Nie ma żadnego rozliczenia, żadnego pojednania. I teraz już jest pięknie i będziemy budować nasz piękny, komunistyczny, socjalistyczny kraj. I nawet się odcięliśmy od Stalina i w ogóle jesteśmy super samowystarczalni! W praktyce to oznaczało, że na gigantyczną, gnijącą, jątrzącą się ranę, ale taką z ropą i zalęgającymi się w niej robakami, nałożono super elegancki gips, stabilizator, coś, co całkowicie tę ranę przykryło. Następnie, kiedy Tito zmarł, ten gips, bardzo elegancki, drogi i piękny zaczął pękać, a w 1991 po prostu eksplodował ropą i krwią. Z historii Jugosławii, tuż po II wojnie światowej płynie taka lekcja, że nie ma krzywd, które da się zapomnieć. Że pojednanie, rozliczenie przeszłości dla dobra przyszłości musi mieć miejsce, bo to zawsze wyjdzie – prędzej czy później.

Tutaj to zajęło 46 lat, ale wyszło i przez to zginęło mnóstwo ludzi. Przez to doszło do masowych wysiedleń, do rozpadu kraju na mniejsze republiki, do ludobójstwa pierwszego po Holokauście. Być może, gdyby te zbrodnie ustaszy, czetników, partyzantów i pomniejszych grup walczących podczas II wojny światowej zostały w odpowiednim momencie rozliczone, być może historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Trwałego pokoju nie da się zbudować na wyparciu i na próbie wymazania krzywd, które ktoś doświadczył, bo to zawsze wyjdzie. W tym wypadku wyszło to dwa pokolenia później.

Teraz chciałabym powrócić do pytania z początku:

czy Jugosławia, w której można było kupić dżinsy, Toblerone i wypoczywać, wygrzewać się na brzegu Morza Adriatyckiegom była socjalistycznym rajem na ziemi? Czy tak…nie do końca?

Jak już wspominałam, Tito wprowadził kult jednostki. Jego urodziny to były zawsze fety ku jego czci: i mówimy o tego rodzaju fetach, kiedy na stadionie jest występ kilku czy kilkunastu tysięcy ludzi układających się w ludzkie rozety i śpiewających na przykład: „Tito to nasza miłość, Tito to nasze serce”. Mówimy o sztafecie imienia Tity. No po prostu wszystko to, z czym wiąże się kult jednostki. I to są te elementy śmieszne.

No bo one są śmieszne i dla mnie żałosne, ale nie robią nikomu krzywdy. No nie wiem, jak bardzo artyści, sportowcy byli zmuszani do brania udziału w przygotowaniach tych gigantycznych imprez na cześć urodzin Marszałka. No ale wciąż wydaje mi się to dość nieszkodliwe.

To, co zupełnie demaskuje Titę i obietnicę jego komunizmu innego niż wszystkie: niezależnego, na poły kapitalistycznego, ale jednak komunizmu, to system represji, jaki Tito stworzył. A ten system represji bardzo przypomina ten, który stworzył jego niegdyś przyjaciel, a wtedy już wróg na zawsze, czyli towarzysz Stalin. Wspomniałam wcześniej o Nagiej Wyspie. Naga Wyspa to najbardziej znany gułag Tity. Czy w raju na ziemi powinny być gułagi? Raczej nie sądzę.

Naga Wyspa,

dlatego, że nie rosną na niej drzewa, tylko niskie krzaki, Jakieś takie porosty. Cała składa się głównie z kamieni. Latem praży na niej słońce niemiłosiernie i nie ma się gdzie ukryć. Zimą natomiast wiatr jest zimny, chłoszczący i nie do wytrzymania, ponieważ bardzo trudno jest sobie wyobrazić, jak takie miejsce wygląda czy jak życie w takim miejscu wyglądało, zwłaszcza, jeżeli macie w głowach te opowieści waszych rodziców czy dziadków, czy może starszego rodzeństwa o tym, jaką to niesamowitą wolnością Jugosłowianie się w latach 60. i 70. cieszyli. Dlatego postanowiłam wybrać fragmenty z książki słowiańskiego etnologa Božidara Jezernika, właśnie o tytule „Naga Wyspa. Gułag Tity„. I ten fragment Wam przeczytać. Adres bibliograficzny umieszczę w notatkach do tego odcinka.

Fragmenty rozdziału „Ludzie z ogonami”

Reedukacja internowanych zaczynała się już z chwilą ich przybycia do obozu. Najpierw przechodzili przez cykl upokorzeń. Ceremonia degradacji była jakby wstępem do podejmowanych w obozie prób uzyskania całkowitego nadzoru nad więźniami i stworzenia skutecznego mechanizmu, dzięki któremu można było przekształcić ich dość złożoną osobowość wolnego obywatela w dość nieskomplikowany typ kominformowca skazanego na prace społecznie użyteczne. Osoby, które w ten sposób symbolicznie umarły, narodziły się wtórnie jako całkiem nowe stworzenia, czyli banda. Ważnym elementem obrzędu przyjęcia do obozu było zerwanie skazanych z ich dotychczasowym życiem. Symboliczna śmierć. Odczuwali to od razu. Gdy tylko pojawili się na miejscu, musieli rozebrać się do naga i oddać ubrania oraz wszystkie przedmioty osobiste, łącznie z biżuterią i obrączkami.

Obrzęd włączenia do bandy wywierał na nowicjuszach wielkie wrażenie.

– Był początek sierpnia 1951 roku. Myślałem, że znaleźliśmy się pośród szaleńców. Starzy więźniowie, w większości spaleni słońcem, półnadzy, w starych, podartych spodniach bosi wychudli jak szkielety, wyglądem przypominali bestie. Kiedy kątem oka rozpoznałem kilku towarzyszy z czasów wojny, ogarnęła mnie zgroza. Wkrótce ja też będę do nich podobny. Dokąd nas przywieźli? Co z nami będzie? – Radoslav Marković.

Następnie strzeżono więźniów, golono im owłosienie na całym ciele i posypywano te miejsca środkiem owadobójczym DDT, co było szczególnie poniżającym zabiegiem w procesie przekształcania ich z cywilów w bandę. Wszystkie te działania rodziły w więźniach poczucie bezradności, wywoływały głęboki uraz psychiczny, ponieważ zawsze przeprowadzano je brutalnie. W trakcie zabiegów okaleczono ich, wyrywano im całe pęki włosów. W jednej chwili odbierano im wszystko. Czuli, że są zupełnie sami, że nic im nie zostawiono na zero. Strzyżono też kobiety zaraz po przybyciu do obozu. Utrata włosów wywoływała u nich większy uraz niż u mężczyzn. Jak wspominają byli więźniowie, kobiety wyglądały wyjątkowo okropnie, jak owce i kozy.

Były podobne do kóz, a nie do człowieka. Ostrzeżenie kobiety tradycyjnie uchodziło za najgorszą zniewagę. Zamiast cywilnej odzieży nosili też więzienne ubrania przerobione ze starych mundurów milicyjnych i wojskowych. Więzienna odzież była zazwyczaj brudna i śmierdząca. Skazani, wkładając ją, często musieli przezwyciężyć wstręt. Przy rozdzielaniu nie zwracano uwagi na rozmiar, dawano to, co akurat było pod ręką. Zdarzało się więc, że więźniarka, która miała rozmiar buta 35, dostawała numer 40. Takie postępowanie bardzo deprymująco wpływało na nowicjuszy. Słodkiej wody nie starczało nawet do picia. O myciu nie było już mowy. Początkowo, kiedy jeszcze nie wchodziła w grę ani kąpiel, ani mycie się w morzu, nie mogli sobie nawet opłukać twarzy. Później koło każdego baraku postawiono kilka kranów i coś w rodzaju koryta. Myli się rzadko w morzu albo morską wodą, która stała w beczkach służących jako zbiorniki. Przez całe lata na nagiej wyspie internowani nie dostawali mydła. Kobiety do mycia włosów używały gliny, którą wygrzebywały ze szczelin między kamieniami bojkotowanym w ogóle nie pozwalano się myć. Chodzili brudni. Lepki pot mieszał się z kurzem unoszącym się podczas tłuczenia kamieni.

Nawet ci, którzy łopatami wydobywali piasek z morza, nie mogli sobie skropić wodą twarzy, jeśli nie chcieli narazić się na przejście przez szpaler. Podobnie było w obozie dla kobiet, gdzie tylko jedna więźniarka miała ładną cerę, bo myła się własnym moczem. Zimowa odzież przeważnie nie chroniła przed chłodem i porą. Na nagiej wyspie skazani usiłowali sobie poradzić z tym problemem, nosząc kamizelki wycięte z worków po cemencie, które nazywali pancerzami lub swetrami. Mieli je prawie wszyscy w worku. Wycinali otwory na głowę i ręce, wkładali go na koszulę i obwiązywali się szerokim, płóciennym paskiem. Wszystko było w porządku, dopóki nie spadł deszcz. Pył, który wtedy pozostawał w workach, lepił się do ciała i powodował swędzenie, ale było to mniejszym złem niż chłód. Poza wszystkimi innymi udrękami, skazani musieli znosić jeszcze różne insekty, wszy, głowę i łonowe pluskwy, pchły. Były ich miliony, małych i dużych. Pomagało tylko zgniatanie ich paznokciami, na co wielu nie miało ani czasu, ani ochoty. Jedną zabiłeś. To przyszło na pogrzeb. Jedynie nieliczni potrafili pomóc sobie w ten sposób, że rzucali ubrania na mrowisko, by mrówki wykończyły wszy.

Potem wytrząsali mrówki ze swoich szmat i z powrotem wkładali ubrania na grzbiet. Jednym ze skutków tej transformacji była wyraźna depersonalizacja więźniów. Tylko nielicznym udawało się zachować samoświadomość i godność. Po ubraniu i obuwiu można było dość dokładnie ocenić, jaki stopień osiągnął więzień w procesie reedukacji. Z jednej strony byli więc bojkotowani, którzy nosili najgorsze ubrania, z drugiej aktywiści i członkowie centrum w przyzwoitych, krótkich spodniach, porządnych koszulach i prawdziwych sandałach Bojkotowanym umyślnie dawano najgorsze szmaty, żeby każdy mógł ich rozpoznać, poganiać w pracy, bić, dręczyć, a mimo to nie zawsze wyróżniali się z tłumu. Dlatego na Nagiej wyspie i w obozie na wyspie Sveti Grgur dostawali od barokowego intendenta specjalne spodnie. Po zewnętrznej stronie nogawek miały długie, szerokie pasy w kolorze czerwonym. Dzięki temu wszyscy mogli od razu dostrzec w nich generałów, jak ich szyderczo zerwano i maltretować, gdy tylko przyszła im na to ochota. Piętnem internowanych, którzy nie złożyli samokrytyki, był przywiązany z tyłu ogon. Ogony te robiono ze starych szmat, a ich długość świadczyła o wielkości winy. Przyczepiono im także prawdziwe ogony wołowe, świńskie i owcze. Więźniów tych nazywano ogoniastymi. Określenie to dowodziło, że jeszcze nie zrewidowali poglądów i że co było znacznie gorsze, ich towarzysze, przyjaciele i zwolennicy, którzy pozostali na wolności, a których nie wydali w śledztwie, są ich ogonami. Czasem do pastwienia się nad więźniami używano lejców podczas pracy w kamieniołomie. Jeden z więźniów trzymał powóz i kierował bandytą, a drugi siedząc na sali, dodawał gazu. Niekiedy poganianemu więźniowi zakładano sznur wokół szyi i wleczono go na tym postronku. Gdy jugosłowiańska reprezentacja wygrała w piłkę nożną z drużyną radziecką, po placu i od celi do celi ciągnięto na powrocie byłego komendanta artylerii jugosłowiańskiej Armii Ludowej, żeby patriotycznie uczcić to wydarzenie. Do wyposażenia funkcjonariuszy UD i milicjantów należały półmetrowe gumowe pałki, którymi lubili się bawić w obecności więźniów, przerzucając je z ręki do ręki. Ten falliczny symbol władzy posiadały też milicjantki w obozach dla kobiet, a także aktywiści, którzy przekleństwami i biciem reedukowali bandę.

No i co? Raj na ziemi?

Choć do obozu, na „reedukację” trafiały „szkodliwe elementy” – tutaj robię oczywiście duży cudzysłów, głównie pod koniec lat 40. i w latach 50., wtedy, kiedy stosunki formalne wszelkie zostały zerwane ze Związkiem Radzieckim, to nie można zapomnieć dwóch krwawo stłumionych protestów, w następstwie których nastąpiły czystki kadrowe, aresztowania i kary więzienia. I pierwszy taki duży, krwawo, prawdopodobnie krwawo stłumiony, bo z tego, z pacyfikacji tych protestów nie ma nagrań ani zdjęć. Z tego co kojarzę, to w roku 68 protest Kosowarów. Kosowo, tak jak wspominałam, nie było równoprawną republiką. Było okręgiem autonomicznym, tak samo jak Vojvodina, a Kosowarzy domagali się tego, by być równorzędni z innymi republikami. Pozycja okręgu autonomicznego im nie pasowała, więc protestowali, a ich protest został krwawo stłumiony.

A w roku 1971 z kolei protestowała Chorwacja. I tu również protesty zakończyły się więzieniami, represjami czystkami kadrowymi.

Po poznaniu tej ciemnej strony Jugosławii

naprawdę trudno jest mi sobie wyobrażać uwielbienie dla tego kraju.

Nadchodzi 4 maja roku 1980, a razem z tym dniem śmierć Tity. Marszałek Josip Broz Tito umiera w Lublanie mając 88 lat. Jego ciało zostaje umieszczone w pociągu, a pociąg ten pokonuje trasę z Lublany do Belgradu.

W całej Jugosławii trwa płacz, histeria, rozpacz. Ludzie ustawiają się wzdłuż torów, po których ma jechać pociąg, chcąc pożegnać wielkiego wodza marszałka w jego ostatniej podróży. Na samo wystawienie ciała w Belgradzie przychodzi około pół miliona obywateli. Kiedy oglądam nagrania z tego dnia, z tej ostatniej podróży Tity, to zastanawiam się, czy obywatele Jugosławii płakali faktycznie za marszałkiem, czy może płakali za Jugosławią. Może zdawali sobie sprawę, że razem z Titem nieformalnie umarła też Jugosławia.

Droga osoba słuchająca! Nagrywanie podcastu nie jest moją pracą, jednakże jego tworzenie wymaga sporych nakładów finansowych. Nie mógłby on powstać, gdyby nie moje matronki i patroni, którym z tego miejsca ogromnie dziękuję. Jeśli chcesz mnie wesprzeć finansowo, wejdź na https://patronite.pl/zwyklyzeszyt i wybierz próg wpłaty. Pamiętaj również o zasubskrybowaniu tego kanału. Wtedy na pewno żaden odcinek Cię nie ominie. Wystawieniu mi recenzji w aplikacjach podcasterskich i poleceniu tego podcastu swoim znajomym. Puszczenie tego odcinka dalej w świat pozwoli większej liczbie osób poznać ludobójstwa po II wojnie światowej, o których nie uczono nas w szkołach. Możesz mieć w tym swój udział.