Jak przeżyć urodziny osoby, która już nie żyje?
Obudziłam się przed budzikiem. To właściwie nigdy się nie zdarza, zazwyczaj wyłączam budziki przez sen, w ogóle ich nie słysząc. Po prostu nagle otworzyłam oczy, jakbym wcale nie spała, niedoświadczając tej codziennej dawki porannej, przedpracowej nieprzytomności, znaczącej poranki rozpoczynające się przed 07:00.
Poczułam, że muszę natychmiast, teraz, w tej chwili puścić
płytę Hani Rani „Esja”.
Nawet nie wiem, czy ją znałaś; myślę, że nie. W tamtym momencie nie było miejsca na żadne inne dźwięki.Teraz, pisząc, też jej słucham.
Poszłam do łazienki i okazało się, że w końcu dostałam okres, po dwóch spóźnionych tygodniach. Okres, który przychodzi regularnie co do godziny w grudniu postanowił przyjść w dniu Twoich urodzin. Cóż za ironia. A może znak. Nie wierzę w znaki. Pragnę znaków. Doświadczeń metafizycznych, w które nie wierzę.
Bardzo szybko pożałowałam,
że nie wzięłam tego dnia wolnego z pracy. Najpierw na prywatnym mailu przeczytałam wiadomość, że zostałam odrzucona z (kolejnej) rekrutacji, co dodatkowo mnie zdołowało. Potem rozpoczął się jeden z dłuższych i bardziej męczących dni roboczych, choć nic się nie wydarzyło ponad codzienność. To tylko Twoje urodziny. Poza tym, dlaczego jestem zła, wściekła właściwie, a nie smutna? Gdzie są łzy, gdzie jest szloch, ścinająca z nóg pustka? Coś tu się zmieniło.
Kilka dni wcześniej miałam spotkanie
z Anją z Instytutu Dobrej Śmierci.
Próbowałyśmy się jakoś na ten dzień przygotować. Poszukać jakiegoś mądrego sposobu przetrwania. Pamięci. Anja zasugerowała światło. Ja powiedziałam o wieczornych zajęciach z rurki.
Na parapecie sali treningowej postawiłam świeczkę w kamionkowym naczynku. Choć lewe skronie pulsowało tępym bólem żałobnej migreny, ten trening był wyjątkowy – wszystko wychodziło. Nic nie nagrałam.
Tak, jak rano poczułam przymus włączenia Hani Rani, tak w drodze na pociąg, właściwie tuż przed dworcem, usłyszałam w głowie słowa piosenki ”„…zabierz tę miłość, nie mogę jej już znieść”. W kółko leciała u manikiurzystki, kiedy w dwa tygodnie po Twojej śmierci siedziałam u niej na zabiegu.
Popłynęły łzy i już nie przestały, aż zasnęłam.
Wolałam jeść z Tobą tort z krewetkami.