Nie rozumiem śmierci. Co to znaczy: nie żyć? Co to znaczy: umrzeć? Czuję brak, ale nie rozumiem. Nie rozumiem, że można być i zniknąć. A może to jakaś tajemnica? Albo tabu zrobiło z tego tajemnicę?
Jak można tak po prostu umrzeć, nie żyć, nie mieć ciała, nie istnieć. Jeśli w poniedziałek się z kimś widziało, w środę rozmawiało. I co? W piątek już nie żyło? Jak to jest możliwe, że już Cię nie ma w zasięgu wiadomości i telefonu, tramwaju i pociągu, jeśli przed chwilą, przed dniem, kilkoma godzinami
BYŁAŚ?!
Widzę Cię na zdjęciach w telefonie, media społecznościowe wyświetlają mi wspólne chwile. Dotykam, widzę codzień, używam przedmioty od Ciebie, na ścianie fotografie z dobrych wspomnień, ale już z niedobrych czasów. Gdzie jesteś, kiedy Cię nie ma, a tak bardzo chcę, żebyś była?
Widziałam szlafrok i kosmetyki, jakbyś dopiero wyszła z łazienki. Zgubiłaś drogę?
Jakiś czas temu tak bardzo tego nie rozumiałam, że aż musiałam sobie wymyślić, że jesteś. Wmówić sobie Twoją obecność z dala ode mnie – jak może Cię nie być? Wyjechałaś? Na wakacje?
Nie,
już wiem! Jesteś, ale obrażona, ze mną pokłócona, nie chcesz się widzieć i rozmawiać, robimy sobie przerwę w intensywności kontaktu. Ale jesteś u siebie, z pieskiem i z K. i masz się raz lepiej, raz gorzej, ale Ty cała: Twoje ciało i osoba, jesteście tu, niedaleko, kilkanaście kilometrów przez miasto.
Potem przyszedł moment, w którym zrozumiałam, że taka kłótnia czy przerwa byłyby błogosławieństwem. Byłyby, bo nie są, bo Ciebie nie ma i przerwę to ja sobie mogę robić, ale w odwiedzaniu Twojego grobu. Nie ma Cię. Tak całkiem. Zniknęłaś i bardzo intensywnie czuć Twoją nieobecność.
Czy zaraz zadzwonisz? Czy zaraz zaprosisz na kawkę? Czy odbiorę Cię ze szpitala? Przejrzymy badania? Zrobimy trening? Wpadnę po tę torbę z ciuchami? Hallo, dlaczego milczysz? Odczytaj to, odezwij się! Przecież to niemożliwe, żeby człowiek tak się rozpłynął. Był i nie ma. Nie rozumiem tego.
Messenger czasem pokazuje zielone kółeczko przy Twoim zdjęciu i wtedy na moment moje serce staje. Durna technologia.
Nie rozumiem,
jak można być i zniknąć. Nie rozumiem, nie pojmuję, że już nigdy nie porozmawiamy i że to nigdy jest najnigdziejszym, najdonośniejszym, najtwardszym „nigdy”, z jakim przychodzi mi się mierzyć.